środa, 6 grudnia 2017

Pieski na gwiazdkę? - recenzja świątecznej powieści Bruce'a Camerona



   W połowie października tego roku spotkała mnie fantastyczna niespodzianka. Dostałam wiadomość prywatną na Instagramie od Wydawnictwa Kobiecego z propozycją przysłania mi najnowszej powieści Bruce'a Camerona pt. "Psiego najlepszego, czyli był sobie pies na święta". Z racji tego, że dopiero co tamtego dnia uniosłam powiekę, z automatu wpisałam tytuł w wyszukiwarkę. Aha, Bruce Cameron, to ten od "Był sobie pies" i owianego różnymi opiniami filmu. No tak, przecież w drugiej części jest "czyli był sobie pies...". Skoro dostałam taką dawkę emocji w prezencie, postanowiłam więc podarować wam Mikołajkową recenzję tej książki, a co by każdy pod choinkę zdążył zakupić własny egzemplarz lub podarować najbliższej osobie. Bez względu na to, czy jest się psiarzem czy nie - ta historia spodoba się każdemu!

"Dlaczego nikt nigdy mu o tym nie powiedział?
Dlaczego nikt nie powiedział mu, jak to jest mieć psa?
Że dzięki temu każda chwila staje się ważniejsza,
że w jakiś tajemniczy sposób można czerpać
z każdego dnia to, co najlepsze?"

   William Bruce Cameron to autor powieści "Był sobie pies", która przez 52 tygodnie wiodła prym na liście bestsellerów Times'a i skradła serca milionom czytelników na całym świecie. Wokół nakręconego na jej podstawie filmu narosło wiele kontrowersji co do traktowania zwierząt podczas kręcenia materiału. Książki nie czytałam, a po wielu miesiącach obejrzałam film, pomimo negatywnych komentarzy, i podobał mi się. Pochodzący z Michigan miłośnik psów i historii o nich napisał również opowieść, na podstawie której nakręcono serial "8 prostych zasad" (eng. "8 simple rules for dating my teenage doughter"). 

"W swoim małym kojcu
wyściełanym kołderką
małe szczeniaczki
kładą się do snu."

   Głównego bohatera powieści, Josha Michaelsa poznajemy pierwszego października. Samotnie zamieszkuje swój rodzinny dom w Evergreen w stanie Kolorado. Pracuje tam, gdzie mieszka, jest programistą i bierze udział w dużym projekcie. W niedalekiej przeszłości rozstał się z ukochaną i pod wpływem targających nim emocji wybrał się do baru, w którym poznał swojego sąsiada, a pod wpływem targających nim promili, podał mu swój numer telefonu, czego miał wkrótce żałować... Pod jego opiekę trafia suczka Lucy, a jakiś czas później... piątka szczeniąt! Okazuje się, że Lucy świetnie spełnia się w roli mamy, a Josh w roli opiekuna swojej psiej rodziny. Nad wszystkim czuwa Kerri, którą nasz bohater poznaje, kiedy dzwoni do schroniska, żeby odnaleźć się w nowej sytuacji. Wspólnie szykują pieski do adopcji i zbliżają się do siebie, lecz sytuacja się komplikuje. W tej sielankowej sytuacji pojawia się dawna miłość Josha, a między nim a psami ich nowi opiekunowie, przeszłość Lucy oraz widmo bezrobocia... Jak zakończy się ta historia? Czy Josh zapomni o tym, co było i będzie w stanie rozstać się z pieskami? Przekonajcie się sami! 

"Ich strata jest nieuchronna i musimy pogodzić się z nią. 
Ale posłuchaj, naprawdę wierzę, że jedna z lekcji 
płynących z ich głębokiej miłości, gdy są przy nas,
 jest taka, żeby cieszyć się życiem, póki trwa, 
i że wszystko kiedyś się kończy, a my 
musimy wtedy rozpoczynać nowy rozdział."

   Kiedy zamknęłam książkę moje słowa brzmiały "o khurtshe, jak słitaśnie!" Muszę przyznać, niektóre fragmenty były tak "aawww" i "ooooh", że aż człowiek wpadał w takie miłe zamyślenie. Bardzo podobał mi się sposób, w jaki autor opisuje i tłumaczy zwierzęce zachowania. Dzięki temu książkę może przeczytać ktoś, kto zupełnie się na nich nie zna i przyswoi w przyjemny sposób parę informacji. Możemy poznać punkt widzenia osoby, która jest jak świeżo upieczony nerwowy tatuś, chcący jak najlepiej spełnić się w tej roli oraz osoby, która na codzień konfrontuje się z kimś takim. Kerri daje Joshowi wspaniałe lekcje i przypomina nam, dlaczego mamy przy sobie psy. Dzięki nim Josh sam odkrywa w sobie cechy, jakich nie znał i aspekty życia, jakich dotąd nie doświadczał. Otwiera oczy i doznaje małego "przebudzenia mocy". Opowieść pokazuje nam różne postawy ludzkie wobec zwierząt. Okazuje się, że mogą być nawet bronią w bitwie kochanków! Muszę przyznać, że dałam się nabrać na kilka zwrotów akcji, których w ogóle się nie spodziewałam. Dzięki przyjemnym opisom, czytając, można wyobrazić sobie kolejną ekranizację na koncie Camerona. Szczególnie wyobraźnię pobudza scena ubierania choinki, którą polecam!

rogacz tu, rogacz tam, rogacz w treści ;)

   To tyle, więcej nie zdradzę! Ta opowieść jest absolutnie dla każdego, w każdym wieku. Moja mama chciała przeczytać kilka zdań, a pochłonęła całą treść raz-dwa! Idealna do wprowadzenia się w świąteczny nastrój. Do tego przejrzysta, duża czcionka sprawia, że czytanie staje się jeszcze bardziej przyjemne. The New York Times podsumowuje ją tak: "Ta urocza opowieść jest napisana z humorem i głębokim zrozumieniem wartości psiej miłości. To uczucie zmienia wszystko." Ja się z tym zgadzam i razem z Futrzaną Kompanią podpisujemy się pod tym wszystkimi łapami! Teraz pędź po egzemplarz dla siebie lub podaruj go na święta komuś, komu chcesz ogrzać serducho w te mroźne wieczory. Łapa wszystkim!


niedziela, 29 października 2017

Najlepsze aplikacje na androida dla psiarzy.

   Zaczęliśmy żyć w dobie smart XXI wieku. Całym domem czy firmą możemy zarządzać z podręcznego urządzenia - tableta, smartfonu, a nawet zegarka. Możemy zarządzać każdym aspektem swojego życia, a teraz coraz lepiej tym, jak zajmujemy się swoimi zwierzakami. Postanowiłam przedstawić kilka przydatnych aplikacji na androida dla opiekunów zwierząt.
________________________________________________________________________________

________________________________________________________________________________

   DingDog - zdecydowanie numer jeden polskich aplikacji dla psiego światka. Sama zainstalowałam ją, poszukując psich aplikacji, kiedy jeszcze prawie nikt o niej nie wiedział. Wspaniale było obserwować rozwój całej społeczności DingDoga, ich akcje i konkursy. Wspaniała inicjatywa, a na czym dokładnie polega? W profilu podajemy informacje o sobie i swoim psie, takie jak imię, wiek, płeć i rasa. W zakładce "karta zdrowia" wpisujemy ostatnie szczepienia i odrobaczenia, aby nie zapomnieć o kolejnych. Możemy dodać ulubionego weterynarza, karmę, miejsca do spacerowania, a także krótką notkę o naszym zespole, zdjęcie i bio wyświetlane na mapie. Po odpaleniu GPS możemy ruszać w trasę. Aplikacja pokazuje nasze aktualne położenie na mapie. Wszystko ułatwia nawiązanie kontaktu z nami i naszymi psami podczas spacerów, a przy okazji możemy pomóc lub coś wygrać! Zespół kładzie duży nacisk na pomoc zwierzakom i przeznacza fundusze na różne akcje związane ze sterylizacją oraz walką z bezdomnością. Jeśli ktoś chce mnie dopaść, mój nick to: panilapa #poznajmysie!




   Dog Walk - kolejna aplikacja pozwalająca na monitorowanie spacerów. Po zalogowaniu się (można za pomocą fb) i dodaniu informacji o swoim psie, możemy włączać nawigację i szukać nowych przygód. Aplikacja pokaże nam trasę spaceru, przebyty dystans i aktualną prędkość, z jaką się poruszamy, a także zapisy poprzednich tras. Dodatkowo możemy udokumentować fotograficznie najciekawsze momenty. Nie daje to takich możliwości jak apka wyżej i nie jest dostępna w języku polskim. Jednak łączy się z ciekawym systemem Tractive, pozwalającym na monitorowanie na żywo tego, gdzie przebywa zwierzak. Oprócz Dog Walk dostajemy od nich również inne aplikacje, niektóre działające tylko dla posiadaczy psiej nawigacji, takie jak Pet-Remote, pozwalający podobno na komunikację z psem, kiedy jesteśmy poza domem oraz Pet Battle, gdzie możemy dodać zdjęcie swojego zwierzaka aby konkurował z innymi, który jest słodszy i kochańszy. Dostajemy również apki pomagające nam w wyborze imienia dla zwierza. Testowałam tylko Dog Walk, ale możliwości zdają się być ciekawe. Niektóre aplikacje są dostępne tylko na App Store.

________________________________________________________________________________

________________________________________________________________________________

   11 Pets - czyli wszystkie zwierzaki w jednym miejscu. Ogromnym plusem jest to, że aplikacja dostępna jest w języku polskim. W jednym miejscu możemy zgromadzić informacje o wszystkich swoich podopiecznych. To wypasiona książeczka zdrowia, a nawet więcej. Wpisujemy dane swojego zwierzaka, czyli imię, rasę, datę urodzenia. Możemy utworzyć galerię zdjęć każdego pupila. Kalendarz pomoże nam pamiętać o zabiegach pielęgnacyjnych i weterynaryjnych, istnieje możliwość ustawiania powiadomień. Zakłada "codzienna opieka" pomaga nam ogarnąć czego potrzebuje nasz urwis. Mamy możliwość opisania tam diety, dawkowania leków i wszelakich incydentów, które chcemy z kimś omówić oraz monitorowania wzrostu i wagi. W zakładce "medycyna" mamy miejsce do wpisania wyników różnych badań, opisania stanu zdrowia, przebytych operacji czy występujących alergii. Apka bardzo przydatna, zwłaszcza, jeśli ktoś jest opiekunem wielu zwierząt wielu gatunków.

________________________________________________________________________________

________________________________________________________________________________

   Dog Scanner - absolutnie fantastyczna, ciekawie zajmująca czas aplikacja. Znalazłam ją w te wakacje, a niedawno pisał o niej portal psy.pl i myślę, że autorka tekstu nie doceniła jej możliwości jeśli chodzi o pracę z kundlami. Od początku. Apka pozwala nam na rozpoznanie rasy psa po zrobionym lub wgranym zdjęciu. Moim zdaniem warto jej użyć, gdy ma się mieszańca i nie polegać na wyniku tylko z jednego ujęcia. Mi to troszeczkę pozwoliło potwierdzić podejrzenia, co to za składak z tego Miko. Innym też może pomóc, sugerując się tym, że taki kundelek może mieć każdą z cech każdej z rasy, w dążeniu do pozytywnej współpracy. Z kolei praktycznie każde ujęcie Shaggy'ego wykazywało, że to chihuahua. Ciekawą opcją jest wrzucenie swojego zdjęcia. Aplikacja odpowie nam jakiego psa dziś przypominamy, nieźle co? Warto pobrać!
 




   Rasy psów - przyjemne dla oka zestawienie wszystkich ras psów, które są opisane na Wikipedii (opisy pochodzą stamtąd), ale przegląda się o wiele przyjemniej niż stronkę. Ikonka z kreseczkami na górnym pasku pozwala na ułożenie ras alfabetycznie względem pierwszej litery nazwy bądź względem pierwszej litery kolejnych członów, np. najpierw mamy wszystkie psy z "autralian/autralijski", a potem "austriacki", "afrykański" itd... Dodatkowo możemy korzystać z filtrów, lecz niektóre są płatne. Możemy jednak wybrać sobie podział na psy pasterskie, obronne czy ttb. Istnieje również możliwość stworzenia listy swoich ulubionych ras, dostępnych potem pod gwiazdką na górnym pasku oraz czytania opisów przez "panią lektor". Kiedy już poczujecie się ekspertami możecie pobrać drugą aplikację producenta: Rasy psów - kartkówka!




   Przyjaciel Pies - aplikacja najpopularniejszego psiego magazynu w Polsce, wydawanego od listopada 1998 do kwietnia 2017 roku. Za najnowsze numery zapłacimy trochę kasy, ale i tak taniej niż w kiosku i zawsze możemy mieć je przy sobie. Starsze numery można pobrać i przeczytać w aplikacji. Fantastyczny uzupełniacz wiedzy, polecam nawet dla tych 10 darmowych numerów!

________________________________________________________________________________

________________________________________________________________________________

   Puppr - aplikacja tylko częściowo darmowa i niedostępna w języku polskim, ale warta uwagi. Wpisujemy imię oraz płeć swojego psiaka i możemy zaczynać wspólną zabawę. W prawym dolnym rogu mamy ikonkę ułatwiającą sprawę - kliker. Po przeczytaniu instrukcji jak z niego korzystać przechodzimy do strony z kategoriami sztuczek. "Basics", czyli sztuczki podstawowe są w całości za darmo. Każdą z nich mamy opisaną krok po kroku i dokładnie wiadomo co i kiedy robić. Tekst dopasowuje się do danych, które wpisaliśmy, czyli będę miała w odpowiednim miejscu wpisane imię mojego psa i "he" lub "she" itd. Z tego, co zaobserwowałam serwis Puppr prężnie działa i można u nich kupować pakiety sztuczek, opisane zapewne przez profesjonalistów. Co jakiś czas dochodzą nowe. Nawet dla darmowych podstaw warto pobrać.


    To jedyna tak przejrzysta, traktująca tylko o sztuczkach aplikacja. Jest wiele takich, które gromadzą informacje na temat ogólnej opieki nad psami z podziałami na kategorie o szczeniętach, psach starszych, chodzeniu na smyczy, trochę o sztuczkach. Większość trzeba opłacić, aby mieć pełen dostęp do informacji i żadnej nie znalazłam po polsku. Może czas na taką aplikację?
________________________________________________________________________________

________________________________________________________________________________

   Mamy na polskim rynku androidowym wspaniałe aplikacje, które niosą pomoc zwierzakom. Popularne Psadoptuj jest określane jako najlepsze miejsce do adopcji psa w polskim internecie. Można brać udział w cyklicznych już mam nadzieję akcjach mobilnych Ceneo "Pełna miska dla schroniska". Na podobnej zasadzie działa Pusta miska. Nie dajcie się zwieść ikonie apki Na 4 łapy, to kolejna aplikacja, która pomoże nam znaleźć przyjaciela! Podobnie jak w aplikacjach Schronisko Gaj wolontariusz oraz Znajdź psiego przyjaciela. Jedne działają lokalnie, inne na całą Polskę. Każdą warto obejrzeć i warto poznać psiaki czekające na dom.

Na tym zakończę moje zestawienie przydatnych dla psiarzy aplikacji. Mam nadzieję, że te krótkie recenzje Was zainteresowały i zachęciły do testowania tych przydatnych apek. Łapa wszystkim!

wtorek, 23 maja 2017

Który pies jest dla mnie?

     30.04.2017 roku odbyła się XXXII Krajowa Wystawa Psów Rasowych w Inowrocławiu. Pełna fotorelacja na moim facebook'owym fanpage'u: Pani Łapa. Była pełna kulturka! Ludzie nie pchali łapsk do zwierząt, a jeśli chcieli - pytali. Nie zabrakło też edukacji na temat tego, że jeśli podoba nam się któryś pies, powinniśmy dowiedzieć się jak najwięcej na temat wymagań rasy, najlepiej prosto od renomowanego hodowcy. Lecz czy koniecznie musimy tego psa kupić?
     Ruszamy. Z często poruszanym ostatnio tematem skąd wziąć psa, gdy się go chce. Coraz częściej widuję wpisy traktujące na ten temat, więc przyszła pora i na mnie. Czy się jest lepszym czy gorszym kiedy się bierze ze schroniska czy kiedy się kupuje. Już tutaj możemy uwzględnić różne chcenia i chęci. Jedno to zachcianka osoby, będącej zawsze na topie. Drugie to chęć wypełnienia jakiejś pustki. Niektórzy stwierdzają, że to już po prostu pora/może trzeba coś zmienić w życiu. Czasami potrzebuje się drugiego psa, nieraz jest to zwyczajny impuls. Ktoś może potrzebuje zwierzęcia do wykonywania konkretnego zadania. Co wtedy? Gdzie iść i jak sobie radzić? Czy wybór będzie słuszny i co ludzie powiedzą?

     Ile psów, tylu opiekunów. Pragnę w tym miejscu zaznaczyć, że każdy ma prawo być sobą i żyć tak, aby wszystko w sobie kochać, a przynajmniej akceptować. Ludzie się zmieniają, przez co czasy i psy nieubłaganie również. Najpierw pies był przedmiotem, potem narzędziem i źródłem zarobku, aby w końcu stać się pełnoprawnym członkiem rodziny. Jedni ludzie wprowadzają zmiany, innym będzie trudno je zaakceptować, ciężko niektórym przekodować mentalność. Stąd nieporozumienia. Osoba, która sama się nie rozwija i nie idzie do przodu, nie będzie tego dostrzegać u innych i frustrować się jak tak można, przecież zawsze było inaczej. To wcale nie oznacza końca tematu, puknij się w czółko i do widzenia. Prawdopodobnie są gdzieś w jej środku pokłady człowieczeństwa, a brak jedynie edukacji. Może zwyczajnie trzeba pokazać parę nowości. Pamiętajmy, że ma prawo pozostawać szczęśliwa z tym, jaka jest i jak postępuje. Dlatego dla jednych pies pozostanie elementem podwórka, dla drugich maszyną rozrodową województwa. Najpierw zalała potrzeba, chęć i moda posiadania psa na swoim podwórku, obrońcy terenu. Kto psa na dywan bierze, to jakiś chory jest. Następnie każdy chciał mieć psa rasowego, to oznaczało prestiż i klasę. Lecz nie każdy miał kasę. Kundle do schronisk. Nie każdy miał też kasę na hodowlę, a chciał na niej zarabiać. Kupujący takie pieski, często na prezenty, bo tańsze, posyłają je później do schronisk lub zwyczajnie porzucają. Ci, którzy lubią parę prozwierzęcych fanpage'ów na Facebooku, są bombardowani zdjęciami uciemiężonych suk, porzuconych szczeniaków i koszmarów interwencji w pseudohodowlach. Jesteśmy zasypywani hasztagami, żeby zwierząt nie kupować, a ratować, bo nastał ten kolejny etap. Trzeba się obudzić, bo robi się tego wszystkiego za dużo, brakuje czasu, cierpliwości, miejsca... Jest alarm, że trzeba zrobić coś z tymi zwierzakami, które już są na tym padole. W Ameryce mamy "high-kill shelters", w Polsce rzeki i lasy, gdzie indziej w ogóle niekontrolowane gromady zdziczałych psów. Co z nimi wszystkimi? Gdzie się mają podziać? Tak nastąpiło propagowanie adopcji i moda na nie.

     Teraz trudne pytanie. Który pies jest dla kogo? To zależy. Kto ile ma czasu, doświadczenia, cierpliwości, pieniędzy... Zależy od trybu życia i od tego, po co nam właściwie ten pies. Powiem tylko tyle: oby nie dla szpanu, a jeśli tak, to niech chociaż ma godne życie. Ktoś, kto potrzebuje psa do konkretnego zadania jak sport, pomoc lub od początku bezproblemowego w rodzinie, wybiera konkretną rasę, szczeniaka z dobrej, zarejestrowanej hodowli i płaci kasę, żeby był jak powinien, uważa na podejrzanie niskie ceny i poznaje miot przed zakupem. Wtedy nie powinno być problemów behawioralnych ani zdrowotnych, nie obchodzą nas te wyzwania, bo w końcu daliśmy za to kasę. Mi to pasuje i nikt nie ma prawa się do takiej osoby dowalić, że kupiła psa, a w schronisku tyle ich czeka. Widocznie wie, że nie da sobie z takim zwierzakiem rady, to bardzo mądre postępowanie, nie warto ryzykować, szczególnie kolejnym pobytem psa w schronisku. Jeśli taka osoba ma więcej czasu/ cierpliwości/ mniej pieniędzy, niech szuka takiego psa po schroniskach, fundacjach, też takich z konkretnymi rasami/typami, może nawet z nieciekawą przeszłością, może dopiero berbecia, może staruszka... Na pewno wtedy na naszej drodze znajdzie się ktoś, kto nam pomoże dobrać odpowiedniego towarzysza oraz poradzić sobie z jego ewentualnymi problemami. Kończymy na kimś, kto po prostu szuka towarzysza, ma mnóstwo czasu, trochę wiedzy lub po prostu zapału, żeby ją zdobywać. Niech te osoby nie biorą pierwszych lepszych szczeniaczków z ogłoszenia "oddam za darmo". Apeluję, aby pomogły tym najbardziej potrzebującym i problematycznym psom. Taka osoba może również wybrać sobie psa oczami, zwykle jest to ogromne wyzwanie zwieńczone sukcesem.
     Tylko nie bierzmy do siebie psa, bo "ktoś ma z tej samej hodowli", bo "ktoś też wziął ze schroniska", bo "tam dali mało i był zdrowy". Nie. To ma być Twój pies. Widocznie tamtej osobie taki pasuje, ale być może prowadzi inny tryb życia niż Ty lub inaczej mieszka, w innej okolicy, może zapewnia psu inne rozrywki, o których Ty nawet nie masz pojęcia. To jest Twoja decyzja na całe jego psie życie. Jeśli Ty sobie nie poradzisz, to będzie Twoja wina. Jeśli chcesz kupić psa, przemyśl to - może masz wystarczająco dużo czasu, aby pomóc bojaźliwemu, porzuconemu psu, może okazać się lepszym, bardziej wdzięcznym pracownikiem czy pomocnikiem niż pies z rodowodem. Jeśli chcesz adoptować, przemyśl to - może bardziej odpowiednim wyborem dla Twojej rodziny z dziećmi będzie szczeniak odpowiedniej rasy z domowej hodowli niż kuląca się w kącie boksu nieprzewidywalna w strachu galareta. Przemyśl, rozważ i nie żałuj swojej decyzji. Łapa Wszystkim!

czwartek, 13 kwietnia 2017

Wiosna, święta i zwierzęta.

   "Znów idzie wiosna, przyjmij ten cios na klatę... Jeszcze gorzej będzie latem!" - śpiewał Piotr Bukartyk, a ja słowa jego piosenki wyrywam z kontekstu i przekładam na swój psi świat, działając kojąco na swój przeładowany organizm. Serio... Też to tak na Was działa? Nigdy nie odczuwałam tzw. "wiosennego przesilenia" tak bardzo, jak w tym roku. Wszystko we mnie wibruje i zwierzaki to czują. Nie tylko one. Łatwiej wpadam w jakieś bezsensowne konflikty, ale wiosenna aura sprzyja mi na tyle, że szybko odchodzą w zapomnienie. Potem szczury nie chcą do mnie czasem wyjść z klatki, z resztą same są jakieś podszyte dziczyzną. Podobnie psy, o rety! Pamiętajcie, że kastracja na pierwsze promienie słońca zwyczajnie nie działa, haha! Muszą przejść przez każde drzwi, które się otwierają, kręcą się po całej chałupie, każdego grymasa wyłapują i biorą do siebie. W sumie tylko Miko taki wrażliwy się zrobił, często siedzi na swojej kanapie w hallu i główkuje, nie ma takiej ochoty na wspólne nocowanie, woli popilnować, sama nie wiem, coś go czasem niepokoi. Za to do ogródka i na spacery pierwszy, hihi, a spacery szaleństwo! Shaggy wręcz odwrotnie. Paskuda z niego, na eskapady mi się wybiera. Po domu się snuje i marudzi. W ogródku mu się nie podoba, że ktoś go pilnuje to zaraz chce do domu, ze spacerów to samo. Dobrze, że staruszek się jeszcze czasami pobawi jak szczenię. Mam nadzieję, że pod względem tempa i szaleństwa jednak nie będzie gorzej latem!
Shaggy: czy to już wiosna?

     Za to wiem, co będzie gorsze latem... Plaga kleszczy. Jednego miałam już nieuprzejmość wyciągać z Miko. Przeklęte pajęczaki, które są teraz wszędzie i wszyscy o nich piszą. Nie ma już reguły z podstawówki, kiedy to klepało się jak pacierz, że kleszcze czyhają na nas pod liśćmi paprotki czy leszczyny. Będą tam, gdzie będą miały co jeść i tyle. Na szczęście jest już z nami od lat przetestowany patent. Widzę, że teraz dużo osób to testuje. Dla mnie dziwne jest to, że dopiero teraz ludzie odkrywają obrożę Foresto firmy Bayer. Oczywiście każdy dobiera preparaty według własnych potrzeb i trybu życia, nam jednak pasuje Foresto i tego będziemy się trzymać! Dzięki niej nie muszę się martwić przez cały sezon "wychodzeniowy", czyli kiedy spędzamy czas i ćwiczymy na kompletnym odludziu, w głębokich chaszczach. Z Miko pojawi się jeszcze jeden kłopot, bo jest cudownie czarny i jego sierść parzy, kiedy położy się w słońcu przy piętnastu stopniach, więc plecak wypchany wodą i miska zawsze przy sobie. Będziemy w tym roku myśleć nad dobrą kamizelką chłodzącą, może jakąś doradzicie?
Wspominałam o otwieranych drzwiach... Najlepiej, kiedy otwierają się te balkonowe!

     Zbliża się Wielkanoc. Dla wielu ważne święto pod kątem duchowym, dla mnie zawsze pod kątem rodzinnym. Latami edukowałam rodzinę jak mają się zachowywać przy stole. Nieźle to brzmi, co? Hehe, ale właśnie tak było, bo uczyłam ich o dokarmianiu zwierząt i możliwych tego konsekwencjach. Nadal jeszcze czasem twierdzą, że przesadzam, bo "kiedyś to psy jadły wszystko i żyły". Chcę się rzec "alkoholicy i narkomani też żyli" haha! Pomimo wszystko coraz częściej pytają, co mogą zwierzakom podrzucić. Nie wyobrażam sobie jakichkolwiek świąt ze zwierzakami zamkniętymi gdzieś obok, nie mogącymi uczestniczyć w tych wszystkich wspaniałościach. Zawsze towarzyszyły nam przy stole. Największa heca była kiedy Kleo, nasza czarna kotka jeszcze żyła i z nami mieszkała.Rodzice często szykowali taką sałatkę z sera, szynki, kukurydzy i ananasa połączonych majonezem. W tym miejscu dodam, że moja Babcia od progu zaskarbia sobie każde zwierzę, a potem sobie dodaje w jego oczach, bo tam coś pod nochala podsuwa. Tak więc Kleo siadała przy krześle mojej Babci i trącała ją łapą w łokieć, a ta dobra duszyczka wydłubywała szynkę z tej nieszczęsnej sałatki. Niezapomniany widok. Teraz szykujemy się do kolejnych świąt. Na pewno każdy zwierzak dostanie po jaju! Jak się szczurki ucieszą! Dziś Wielki Czwartek - wielkie lenistwo. Jutro Wielki Piątek - wielka robota! Trzeba porobić porządki, ugotować i pomalować parę jaj i uszykować resztę serwetek! Alleluja Wam!
Nasze zajęcze serwetki.

czwartek, 2 marca 2017

Ta subtelna relacja...

     Od zawsze czułam jakąś specjalną, zupełnie inną relację ze zwierzętami niż reszta mojego środowiska. Zawsze widziałam i wiedziałam więcej. Tak bardzo chcę to wytłumaczyć... Nie jestem kolejnym doktorem Dolittle, to co łączy mnie nieraz ze zwierzakiem jest o wiele głębsze i też nie dogadam się z każdym. Bardzo długo zabierałam się za rozpoczęcie tego posta i pewnie dużo czasu zajmie mi jego napisanie.
     Wracam do kolejnego akapitu po kilku dniach. Musiałam trochę pomyśleć, przypomnieć sobie parę sytuacji. Stwierdzam, że to, co łączy mnie z moimi kochanymi istotkami to po prostu duch. Widzę, jak swobodnie zaczynają się przy mnie zachowywać, na jakie zachowania, typowe dla swoich gatunków, sobie pozwalają. Ile razy dowiedziałam się po powarkiwanych przepychankach z dużym psem, że to krwiożercza bestia bez litości... Ile razy przyszedł do mnie półdziki kot z okolicy na mizianie. Oswajałam już tyle końskich i szczurzych istotek... Kiedy mój Kary zachorował, szukał mnie. Kiedy Shaggy i Miko źle się czują, też chodzą za mną. Jakoś może czują, że otrzymają ode mnie pomoc, a ode mnie ona bezwysiłkowo i naturalnie płynie.

     Znowu wracam po jakimś czasie. Ciągle sobie myślę, że ktoś, kto to czyta zwyczajnie się śmieje. Wracam, bo niedawno wydarzyło się coś niesamowitego, przynajmniej dla mnie i dla osób, które to widziały. Sytuację opisywałam na swojej stronie na facebook, tutaj opiszę ją raz jeszcze. Wracałam do domu i za skrętem w moją ulicę zobaczyłam czarną, psią sylwetkę wrytą w chodnik. Zwierzak nie reagował na nic, patrzył przed siebie. Przyspieszyłam kroku. Roztrzęsiony rottweiler zwrócił jednak uwagę na mnie, kiedy zagadałam i zaczął iść w kierunku... swojej towarzyszki. Nie chciał jej opuścić, ale ja nie chciałam, żeby przebywał pod opieką "służb" nawet jeśli miałby wrócić do właściciela. Nie chciał z nikim odejść, każdy przechodzień przekonywał mnie, że nie pójdzie. Poszedł ze mną. Nie potrzebowałam obroży, smyczy... Położyłam dłoń na sierści jego karku i tak przyprowadziłam do domu. Wszystko skończyło się szczęśliwie, wrócił do kochających opiekunów.


     Nie lubię kierować się zasadami, regułami. Opracowane schematy są dobrą podstawą, ale nie są dobrym szablonem. Każde stworzenie, nieważne jakiego gatunku, zasługuje na dostrojenie się do niego. Jako inteligentne istoty, z łatwością adaptacji, chyba jesteśmy w stanie, prawda? Zwykle wystarczały mi podstawy behawioru danego gatunku, czy to psa czy konia, żeby pogłębić łączącą nas relację. Resztę czułam sama i jeszcze źle na tym nie wyszłam. Oczywiście aby pomóc nie tylko swoim zwierzakom (zwykle każdy ma coś z garem), kształcę się w tym kierunku, aby chociaż "na sucho" mieć do czynienia z różnymi przypadkami i często chciałabym przetestować nową metodę współpracy ze zwierzakiem, łączącą kilka innych.
     Lata kontaktu z tymi wszystkimi, niesamowitymi stworzeniami dały mi niesamowitą wrażliwość na to, co się wokół mnie dzieje, pobudziły moją intuicję i zdolność lepszego rozumienia i analizowania ludzkiej natury i zachowań. Zwyczajnie więcej widzę, słyszę, rozumiem i wybaczam. To pewnie przez to i dzięki temu, że wielokrotnie jako dziecko wybierałam towarzystwo zwierzęce zamiast ludzkiego i aby móc się z nim porozumiewać, musiałam czuć więcej i być bardziej. Wiem, że są ludzie, którzy myślą tak samo. Niektórzy nawet nie są świadomi tego wszystkiego, jak mój tata.




                                                                                     Dziękuję wszystkim zwierzętom.

środa, 4 stycznia 2017

Pozytywny klient

     Zaczynając pracę w branży zoologicznej, robiłam to z miłości do zwierząt - niekoniecznie z chęci udzielenia ludziom dobrych rad. Jednakże musiało się to zmienić. Wiecie co? Nic prostszego i więcej wartego!
     Pomimo, iż przestrzegano mnie przed różnego rodzaju klientami, a ja sama miałam moje miasto za niczego nieświadomą wylęgarnię buractwa, postanowiłam podchodzić do każdego po prostu po ludzku. W końcu od urodzenia mieszkam w mieście, w którym teraz pracuję. Okazało się, że bardzo dobrze znam miasto i rynek, ale klienci kompletnie mnie zaskoczyli!
     Wielu z nich ma bardzo bogatą wiedzę, a jeśli mają jakieś braki, chętnie je uzupełniają. Wracają, żeby porozmawiać. Zapytają o mojego zwierzaka. Często pamiętają imiona moich zwierząt, wtedy trochę mi głupio, bo mój mózg zwykł od razu nie rejestrować takich rzeczy jak zwierzak czy rodzaj kupowanej karmy. Potrafią pogadać na tematy totalnie spoza branży. Wspaniali ludzie.
     Tylko, żeby szefostwo bardziej motywowało do pracy...